Kilka słów o mojej skromnej osobie
Moje sosnowieckie korzenie rodowe sięgają jeszcze głębokich lat XIX wieku., gdy tereny te okupowany były przez moskiewski carat, a Sosnowiec jeszcze nie istniał. Groby moich dziadków, rodziców i licznej rodziny, zalegają więc na kilku sosnowieckich cmentarzach. Pochodzę ze starej polskiej rodziny z głębokimi tradycjami przywiązania do Boga i Ojczyzny. Bowiem nam Polakom, Bóg zawsze utożsamiał się z Ojczyzną, a Ojczyzna z Bogiem. Te pojęcia były zwarte, niczym monolit ! Takie słowa jak "Bóg, Honor i Ojczyzna" zawsze więc tradycyjnie traktowano w naszej rodzinie jako przykazanie, jako wręcz życiowe motto. Matka, Stefania Doros, mieszkanka Sosnowca, już w trakcie Powstań Śląskich jako młoda jeszcze dziewczynka brała aktywny udział w powstańczych akcjach charytatywnych, a w okresie okupacji niemieckiej prowadziła w Sosnowcu, przy Placu Kościuszki nr 2, tajne konspiracyjne nauczanie polskich dzieci. W tej akcji wspomagał Ją też ojciec, Ludwik Maszczyk. Po wojnie, już w PRL, moja matka i ojciec za swe patriotyczne przekonania gorzko zapłacą. Rodzice zawsze wpajali mnie i bratu Wiesławowi miłość do Boga i Ojczyzny.
Lata dziecięce i młodzieńcze spędziłem w Sosnowcu. Uczęszczałem do SP nr 9, a później w latach 1950 -1955 do Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Staszica w Sosnowcu. Posiadam dyplom magisterski Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, o specjalizacji wykładni i poprawnej interpretacji prawa pracy oraz organizacji i zarządzania przedsiębiorstwem. Zgodnie z tym wyuczonym zawodem pracowałem w przemyśle, zawsze na kierowniczych stanowiskach. Dopiero w końcowych latach mojej pracy zawodowej podjąłem pracę w szkolnictwie.
Od prawie 50 lat mieszkam już na stałe w Katowicach. Od wczesnej młodości, aż do dzisiejszych lat pasjonowałem się też, wręcz zawodowo, malarstwem i fotografią. Konsekwencją tych artystycznych zainteresowań jest niezliczona ilość płócien olejnych oraz kilkadziesiąt tysięcy fotografii. Od 1949r. roku do 2002r., po pracy uprawiałem też wyczynowo koszykówkę i piłkę ręczną oraz wspomagająco siłę i skoczność - siatkówkę i lekkoatletykę. Byłem też trenerem piłki ręcznej w klubach sosnowieckich i katowickich. Przez ponad 20 lat, do 65 roku życia, regularnie trzy razy w tygodniu, uprawiałem też jogging. Zawsze z przypiętym do owerola polskim orłem pokonywałem więc setki tysięcy kilometrów parkowych i leśnych ścieżek, na moim Górnym Śląsku. Moje serce biło zawsze gorącym i regularnym polskim rytmem.
Niejako więc tradycyjnie, a może zgodnie z kodem, czy zewem rodzinnej krwi, to religijne i patriotyczne motto - Bóg, Honor i Ojczyzna - starałem się też przelać na mego jedynego syna Adama i wnuczkę Anię oraz kochane dzieciaki, które uczyłem w katowickich szkołach. To, że trafiłem pod koniec mego zawodowego życia do szkolnictwa, to nie mógł być więc tylko zwykły przypadek. Tak mi się przynajmniej dzisiaj wydaje. Ojca straciłem, gdy jeszcze byłem mały i kiedy Go najwięcej potrzebowałem. Matce z kolei Pan Bóg zaofiarował bardzo długie lata życia. Matka jeszcze przed śmiercią bardzo często powtarzała, jaki powinienem być szczęśliwy, że mogę uczyć w polskiej szkole, mówić do uczniów po polsku i jeszcze do tego żyć w Wolnej i Niepodległej Ojczyźnie. Pokazywałem więc zawsze dzieciom z Górnego Śląska....Pokazuję to nawet i dzisiaj, gdy jako już stary człowiek asystuję mojemu synowi Adamowi ( dr AWF z Katowic) w wycieczkach szkolnych, nasze polskie góry, lasy i pola, miejsca gdzie szczególnie uwidacznia się piękno naszego Kraju. I zawsze, zawsze bardzo mocno podkreślam: kochane dzieci to co teraz widzicie jest nasze, to jest polskie ! O tym kochane dzieci musicie zawsze, ale to zawsze pamiętać !
Szczególnie jednak dorośli Polacy zawsze powinni pamiętać, że wolności Ojczyzny nikt nam nie podarował na wieczność. Tą narodową relikwię musimy więc pieczołowicie pielęgnować, a nawet niekiedy trzeba też o nią walczyć. Jednocześnie zdaję sobie doskonale sprawę, że w dzisiejszych czasach narodowy patriotyzm stał się dla wielu kolorytem kpin, uśmieszków, towarzyskich żartów i politowania. Proza życia polskiego patrioty i romantyka, jest więc niezmiernie trudna, gdyż nawet w wielu polskich rodzinach traktowani są ci osobnicy z pewnym politowaniem, z jakże charakterystycznym odruchem przymrużenia oka. Cóż więc dopiero wymagać od osobników nie tylko obcych nam narodowo, ale i wrogo nastawionych do Boga, Narodu Polskiego i Państwa Polskiego. Mimo uczciwego przepracowania 45 lat, materialnie zyskałem aż tyle co większość moich Rodaków - czyli nic. To jednak jestem szczęśliwy. Niekiedy jednak doznaję nawet wielkiego szczęścia i ogromnego też wzruszenia, gdy przypadkowo spotkana Ślązaczka czy Ślązak, byli moi dawni szkolni, lub z klubów sportowych wychowankowie, dzisiaj już dorośli ludzie, pozdrawiają mnie słowami: - "dziękujemy Panie Januszu.............Dziękujemy za wszystko.....".